Gran Paradiso + Du de Geant. Czerwcowe Alpy włoskie!

 

Gran Paradiso


Przymierzając się do popełnienia kolejnego wpisu na bloga, postanowiłem policzyć który to był wyjazd w Alpy, moje najukochańsze góry. Okazało się, że była to już 24 wyprawa w to właśnie pasmo górskie w ciągu 10 ostatnich lat. Co najlepsze, praktycznie wszystkie te wyjazdy pamiętam ze szczegółami, co utwierdza mnie w przekonaniu, że nie był to zmarnowany czas.


Tegoroczna wyprawa miała być wyjątkowa. W Alpach jest wiele wspaniałych i przepięknych szczytów, ale według mojej subiektywnej oceny, dwa z nich zdecydowanie wzbudzają największy zachwyt. Pierwszym oczywiście jest Matterhorn, na którym udało mi się już stanąć. Drugim natomiast jest Ząb Giganta (Dent du Geant), ale o nim nieco później.


Planując wspinaczkę na trudny wysoki czterotysięcznik, dobrze jest się wcześniej zaaklimatyzować, stąd wybór padł na nieco łagodniejszą i niższą górę, mianowicie Gran Paradiso. Żeby nie było tak całkiem łatwo, naszym celem nie była zwykła turystyczna droga, lecz północna ściana lodowa.

Ma to też związek z pewnymi planami na przyszłość, chcieliśmy się w ten sposób sprawdzić w poważnej wspinaczce lodowej.


Dojazd do miejscowości Pont u podnóża góry to raptem 18h z Krakowa. Następnie pniemy się po zboczach pięknej malowniczej doliny ku schronisku Federico Chabod. Nazwa całego parku jak i góry – Paradiso – raj, nie jest przypadkowa. Jest to niezwykle piękne i urokliwe miejsce.

Przyjemna droga do schroniska Chabod, z widokiem na nasz górski cel

Poranne podejście pod ścianę

Linia naszej wspinaczki


Jeszcze tego samego dnia wychodzimy na rekonesans, pogoda piękna, 500 metrowa ściana wygląda imponująco. Śnieg i lód są jeszcze w dobrej kondycji, widać też ślady że inni śmiałkowie już próbowali sił.


Pobudka przed świtem, tłum ludzi, jednak 99% z nich idzie drogą normalną. Paradiso zwykłą drogą uznawane jest za jeden z łatwiejszych czterotysięczników. Wiele osób tutaj zaczyna swoją przygodę lub aklimatyzują się przed wejściem na Mont Blanc, który jest kilkadziesiąt kilometrów na północ. Zresztą widać go z naszego szczytu.


Pod ścianą jesteśmy około 8 rano, czas dobry, gorzej z pogodą. Niestety zaczyna padać śnieg, wiatr wzmaga się mocno, robi się nieprzyjemnie. Prognoza co prawda wspominała o przelotnych opadach, ale zdecydowanie mniej intensywnych. Ruszamy mimo to.


Wspinaczka w lodzie jest dosyć monotonna: „dziaba, dziaba, rak, rak” I tak kilkaset razy do góry, od czasu do czasu wkręcając śrubkę lodową :) Charakteru i powagi na pewno dodaje pogoda. W górnych partiach ściany szaleje śnieżyca, aura bardziej przypomina tę ze stycznia czy lutego aniżeli połowę czerwca. Zdobywamy Gran Paradiso w fatalnych warunkach, ale świetnych nastrojach. Większość ludzi wycofała się już dawno. W zejściu parę razy gubimy drogę, pomimo śladów gps. Ostatecznie schodzimy bezpiecznie. Niżej wita nas słoneczko, a później deszcz, pełen repertuar :)



"Selfie" w ścianie

Maryjka na szczycie

Deszczowy powrót w doliny



Ząb Giganta – Dent du Geant



Czas na danie główne, czyli majestatyczny Ząb Giganta. Przyznaję, że jak tylko zobaczyłem ten szczyt wiedziałem, że muszę się z nim kiedyś zmierzyć. Naszedł właśnie ten czas.


Sama podróż doliną Aosty wzbudza zachwyt, kierujemy się w stronę potężnej sylwetki Mont Blanc podziwiając okoliczne szczyty. Dojeżdżamy do Courmayeur i pędzimy na kolejkę. Mając dobrą aklimatyzację, wjeżdżamy koleją linową do schroniska Torino. Tutaj krajobraz zmienia się nie do poznania. Na dole: wiosna, zieleń, życie. Tutaj, śnieg skały, zima na całego.

Courmayeur i wodok na mt. Blanc

Widok z rif. Torino 

Grand Capucin 

Rekonesans na lodowcu


Wysiadamy z kolejki na taras widokowy i przez godzinę albo i dłużej podziwiamy widoki. Panorama jest zachwycająca - Mont Blanc, Gran Jorases, Dent du Geant, Grand Capucin i wiele wiele innych szczytów o których tak wiele się czytało i podziwiało. Oszołomieni trochę nie wiemy co robić i ostatecznie zmieniamy plany. Jest niedziela i ogromna ilość osób ruszyła jak widzimy właśnie na Ząb Giganta. Postanawiamy ten dzień poświeć na trekking, wzmocnienie aklimatyzacji, zdjęcia, a jutro uderzymy jeszcze przed świtem.


Poniedziałek, ruszamy do ataku. Zbliżająca się wspinaczka zdecydowanie wzbudza ekscytację ale także i pewną nerwowość. Dotarcie pod ścianę zajmuje nam prawie 3h i samo w sobie to niezła górska przygoda. Trzeba naprawdę dobrze czuć się w eksponowanym terenie mixtowym bez asekuracji, aby sprawnie pokonać ten odcinek. 

W stronę Giganta

Ruszamy na wspinaczkę

Początek skalnej wspinaczki


Po dotarciu pod ścianę wyciągamy line, wiążemy się. Niestety i tego dnia nie unikamy tłumów, już stoją klienci z przewodnikami. Wspinaczka jest bardzo wolna, trzeba zaakceptować tempo tych najwolniejszych. Gdyby nie porywisty wiatr byłoby całkiem spoko, bo widoki są oszałamiające. Wyciąg po wyciągu i po kilku godzinach stajemy na szczycie. Wolne tempo niektórych zespołów akceptujemy – nie każdy to Ueli Steck czy Dani Arnold, ale tego chama – francuskiego przewodnika już nie. Szkoda na niego słów wspomnę tylko, że spotkaliśmy dziesiątki włochów, szwajcarów i zero problemów.


Na szczycie zdajemy sobie sprawę, że nie zdążymy na ostatnia kolejkę w dół, a więc czeka nas dodatkowa nocka w schronisku. Trudno, miejsce jest niesamowite więc dodatkowe 70 euro przełkniemy. Od tego momentu ciśnienie lekko z nas schodzi. Cierpliwie czekamy na swoją kolej przy zjazdach, a potem już spokojnym tempem schodzimy na dół na lodowiec.

W ścianie, pion i lufa niesamowita

Spektakularny wspin

Gdzieś na stanowisku

Niesamowite wspinanie



Grań szczytowa 

Z kolejną maryjką na szczycie Dent du Geant

Ostatnie spojrzenie na Zęba


Podsumowując, sama góra jak i miejsce w jakim jest położona ciężko opisać słowami.

Strzelisty niemal pionowy kawał skały robi ogromne wrażenie. Okoliczne widoki na wielkie i potężne ściany, poprzecinane ogromnymi lodowcami wzbudzają zachwyt. Wspinaczka trudna w ogromnej ekspozycji gwarantuje zastrzyk adrenaliny na wiele godzin. Całą atmosferę psuje niestety spora ilość śmiałków (niekoniecznie przygotowanych na takie wyzwanie) spowalniająca wspinaczkę. Mimo wszystko była to nie zapomniana przygoda!


Pozdrawiamy
Wiesław, Kuba, Kuba

KW Kraków


Na koniec kilka praktycznych wskazówek

1. Gran Paradiso: 

-start w miejscowości Pont, parking darmowy

-do schroniska Chabod 2/3h, cena 60e/noc

-jest jeszcze drugie schronisko nieopodal, można zrobić przyjemną pętlę trekkingową, plus dodać do tego szczyt łatwiejszą drogą

-jest to też niewątpliwie wspaniałe miejsce na skitury

-wspinaczka ścianą zależy od warunków, najlepszy okres to maj/czerwiec

-ściana 500m, 55 stopni, wspinanie nie bardzo trudne ale słabo z asekuracją


2. Ząb Giganta

-wyjazd kolejką z Courmayeur do rif. Torino 55e (zjazd w cenie, ale kolejka chodzi 7-16 ciężko się wyrobić)

-schronisko bardzo fajne, widoki niesamowite, cena 70e/noc

-podejść pod ścianę 3h, wspinaczka 5h (ale bez tłumów do zrobienia w 2/3h - tylko kiedy nie ma tłumów?)

-samo podejście bardzo eksponowane, wspinaczka skalna miejsca do VI, są liny poręczowe, mimo wszystko bardzo wymagające, szczególnie ze względu na przeogromną ekspozycję

-wspinaczkę podzieliliśmy na 5/6 wyciągów

-mając 60m linę wykonaliśmy 3 zjazdy, są plakietki zjazdowe

-jeśli potrzebujesz zdjeć/topo itd pisz na maila, chętnie się podzielę




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Biancogratt – najpiękniejsza grań Alp. Wspinaczka na Piz Bernina 4049m.

Eiger niesamowitą granią Mittellegi